"Królestwo Dziewczynki" Iwony Chmielewskiej i wielka przykrość

00:11

Dzisiaj dosyć nietypowa historia. Może inaczej - dramatyczna. Kiedy "Królestwo dziewczynki" wyszło i zobaczyłam je na spotkaniu z autorką zachwyciłam się od razu. Przejrzałam, przeczytałam, powąchałam i... odłożyłam drogą naturalnej selekcji. Pomyślałam sobie, że mam przecież czas. Że Dziobak jeszcze za mała na ten moment. Że nie mogę na raz kupić tylu książek i takie tam, wiecie - jak się jest na spotkaniu, zwłaszcza w Mieście Poezji, gdzie portfel chudnie w oka mgnieniu. Niestety inni postanowili, że...

          ...czytaj dalej



...muszą ją mieć NATYCHMIAST. I ci tajemniczy Inni wykupili cały nakład, moi Drodzy. Jeśli jesteście posiadaczami tej cudnej książki, to cieszcie się, jesteście w gronie wybrańców do którego nie dane mi było trafić.
Kilka razy miałam Królestwo w koszyku, przy zakupach w sieci. Dwa razy nawet kupiłam i zapłaciłam! By później dostać maila, że pozycja jest już niedostępna. [Swoją drogą powinni zakazać takich okrutnych praktyk - człowiek kupuje, czeka, cieszy się, że wreszcie znalazł, a tu bach - nie mamy, przepraszamy, nie nasza wina, nara pozdro, pozamiatane].

Najgorsze jest jednak nie to, że nie mam. Wiadomo - zwlekałam - moja wina. Szukając wielokrotnie w sieci natrafiam na komentarze i oceny książki - na pięć gwiazdek dwie. Myślę sobie: co jest? Może to jakaś inna? Może pomyłka to? Ale gdzie tam... czytam i oczom nie wierzę. Ci wszyscy Inni, którzy tak barbarzyńsko mi sprzątnęli "Królestwo dziewczynki" sprzed nosa wylewają teraz żale w internetach! Że książka brzydka[!], że beznadziejna [!], że słaba merytorycznie... i tego rodzaju. Najbardziej poruszył mnie komentarz kobiety, która napisała, że ilustracje to dno... Aż mnie krew zalała. Wściekłam się w środku. Ja rozumiem, że są gusta i guściki, że się o nich nie dyskutuje... Ale mimo wszystko! Ych... Szkoda, że kobitka nie zostawiła maila to z przyjemnością bym od niej książkę odkupiła i mogłaby przeznaczyć swoją krwawicę na coś bardziej w  jej stylu, jaki by nie był, wolę pewnie nie wiedzieć.

zdjęcie pochodzi ze strony wydawcy

Jestem zła. Naprawdę. Nie ma sprawiedliwości na świecie. Byłam szczerze zdziwiona jak to możliwe, że w Korei Iwona Chmielewska jest tak bardzo znana i lubiana, a u nas się jej nie docenia... Przecież to niemożliwe. Myślałam, że to może jakieś niedopatrzenie, że może ktoś zapomniał wydać jej te książki. Że to nie wina ludzi, czytelników, tylko tych rozkojarzonych wydawców. Po lekturze komentarzy już wiem, to ja się myliłam - Polacy nie dorośli do twórczości Pani Iwony. Niestety. Mamy ogromne zaległości w kwestii edukacji artystycznej. A teraz kiedy pieniądze na kulturę się tylko obcina, by przeznaczyć je na inne dziedziny robi się przykro i robi się słabo. Niefajnie jest.
I będzie jeszcze gorzej. Patrzę na lekcje plastyki mojej córki w klasie drugiej - lekcji nie ma. Nie ma już plastyki czy muzyki raz w tygodniu jak to niegdyś bywało. U nas w szkole plastyka jest "raz na jakiś czas". Wtedy kiedy pani wychowawczyni zdecyduje, że jest. W pierwszym semestrze na palcach jednej ręki można było policzyć. Myli się jednak ten, kto myśli, że moje dziecko w ciągu ostatniego semestru rysowało, malowało czy robiło cokolwiek twórczego w szkole aż pięć razy... Zajęcia wyglądają tak - pani przynosi półgotowe elementy, takie prefabrykaty. Przynosi gotowy egzemplarz czegoś i potem wszystkie dzieci to COŚ robią, wszystkie to samo, identyczne. Córka śmiała się, że Bruno nakleił kilka elementów do góry nogami [przez pomyłkę] i tylko dzięki temu jego praca jedyna była oryginalna i różniła się od pozostałych. Większość tych dzieci kiedy dorośnie nadal nie kupi książek Iwony Chmielewskiej. Nie będą potrafiły ich zrozumieć, przeczytać tych obrazów...

Uczmy dzieci czytać. W domu, bo nic z tego nie będzie.

You Might Also Like

0 komentarze